Forum W świecie masek Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Temat około True Bloodowy, serialowo książkowy.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum W świecie masek Strona Główna -> Bufet Piekiełko
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:59, 12 Lip 2011    Temat postu:

3x04

Dużo Erica bez pamięci i wszystkie jego miny i reakcje są... :hamster_beautiful: Warto było tyle czekać, żeby zobaczyć szeryfa jako zagubionego i zlęknionego kucyponka.
Słodkie z jego strony, że nauczył się dziękować i prosić i nie chciał pobrudzić dywanu Sookie. Najlepszy tekst: Jesteś moja? A chciałabyś być?
Miód i czekolada.

Byeeela na szczeście było mało, ale i tak jak tylko się pojawia, robi mi się słabo. Poucza Jessicę a sam seksi się ze wszystkim co ma puls, ale oświadczył lasi że jej nie pokocha. Wstrząsające!
Tara jest dziwna, nie cierpię tej postaci, potrafi się tylko nad sobą użalać. Lafcio i witche to jakiś dziwny wątek moim zdaniem. Wolałabym żeby utrata pamięć przez Erica była konsekwencją braku chęci na współżycie z witchami jak w książce.
Biedny Jason, wątek z panterami jest obleśny.
Andy i jego pierdolec spowodowany przedawkowaniem V, no cóż skoro scenarzysta tak zadecydował.
Braciszek Sama i mamusia Hoyta, ten wątek zupełnie nie trzyma się kupy, nie wiem co o tym myśleć. Pam jak zwykle, genialnie. Moja idolka!
I w końcu Alcide, jakiż on jest boski! Ale głupio, ze wrócił do Debbie, niech ją ktoś zabije!
Jak na razie odcinek bardzo mocno na plus, zobaczymy co będzie dalej... :P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
EineHexe
Pani Ołówkowa, adminka


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:58, 12 Lip 2011    Temat postu:

Alcide wrócił do Debbie? Scenarzysta, czy ciebie pogrzało do reszty?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayesha
Solista


Dołączył: 22 Paź 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tarnobrzeg
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:45, 14 Lip 2011    Temat postu:

Obejrzałam... Choć odcinek mam na kompie od 5 rano w poniedziałek, dopiero teraz, gdyż musiałam załatwić kwestie związane ze studiami... Powiedzieć, że posikałam się ze śmiechu to za mało... stanowczo za mało... :smt043

Eric. :P Nigdy nie widziałam nic słodszego i puffatszego i bardziej misiastego od niego [psychofański zakwik] :hamster_beautiful: :hamster_inlove: :hamster_love: . Absolutnie wszystkie jego tekst z tego odcinka mogłabym sobie wydrukować i nosić na koszulce... Pobił sam siebie, był taki bieeedny, słoooodki i zagubiony... I want more!! A następny odcinek i upity Eric :o Ja tego nie wytrzymam i dosłownie umrę ze śmiechu... Pomijając fakt, że w każdej scenie był genialny, szczególne moje uwielbienie zyskał "broniąc" Sookie przed Pam :o . Swoją drogą Pam także pobiła samą siebie! UWIELBIAM JĄ!! To przerażenie na wieść, że Eric stracił pamięć, i błaganie Sookie by się nim zajęła <3 . Wracając do Erysia, ładnie sobie urządził skrytkę, nie ma co, :P . "Mieszkasz w moim domu, jesteś moja?" "Nie" "Chcesz być moja?" No proszę, jak można odpowiedzieć "nie" (?) gdy tak słooodko prosi . Jeśli chodzi o dom: czekanie na zaproszenie i reakcja Sookie - KOCHAM! No i dywanik :smt043 od teraz nie będę mogła przejść koło swojego bez astralnych skojarzeń... xP, a później mycie nóg i łaskotki, i powiedzcie mi, że Eric nie jest misiasty! :P Ale i tak tekstem odcinka jest: "You just killed my fairy godmother." "Sorry" Przy tym to absolutnie umarłam... Eric jest taki słodki gdy przeprasza, zwłaszcza gdy ma wówczas przypadkiem krew na ustach... xD

Bill jest absolutnie obrzydliwy i ohydny... a nie mówiłam, ze będzie z Portią? Jej też nie trawię!! Pasują do siebie . Z drugiej strony niezmiernie cieszy mnie fakt, iż zaprzestał wtrącać się w życie Sookie, niech się "kocha" z kim chce, byle by ją zostawił Erysiowi Heart . Na plus podoba mi się jego relacja z Jess. Zaś kompletnie nie nadaje się na króla, co wiem od zawsze, nadużywa władzy i jest głupi...

Alcide i Debbie, może to ja mam coś nie tak z głową, ale chcę ich razem! Co prawda widok Debbie strącił moją szczękę na podłogę i wkopał ją pod szafę, ale to nic, zawsze chciałam ich widzieć razem, no i chociaż na razie Alcide nie będzie przeszkadzał Erickowi, xP.

Jason ma przerąbane... W pierwszym sezonie seksił wszystko co się rusza, to teraz ma... Ten wątek stał się za głupi nawet jak dla mnie... :o

Tara jest głupia, tradycyjnie, zaś Lafayette jest sobą, xP. Ich strach przed Erickiem mnie zabił :P . Zaś ta cała Marnie mnie wnerwia...

Jess i Hoyt smutno patrzyć jak się kłócą, byli i są tak ładnie dobraną parą...

Dziś tak krótko, bo nie jestem w stanie napisać zdania bez sugestywnego spojrzenia na mój dywanik, :P .

Na zakończenie: [link widoczny dla zalogowanych] Uważajcie!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayesha
Solista


Dołączył: 22 Paź 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tarnobrzeg
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:30, 20 Lip 2011    Temat postu:

No i mam mieszane uczucia... Z jednej strony znów śmiałam się jak szalona, z drugiej to pierwszy odcinek czwartego sezonu przy którym się popłakałam (nie ze śmiechu) (tak, wiem, źle ze mną) :( .

Pierwsza myśl po zakończeniu odcinka: ZABIĆ TEGO Cenzura Cenzura BEELLA!!! :hamster_furious: :hamster_damnit: :hamster_yells: I tej myśli się trzymajmy... Wsciekly Kołki naostrzone, "firma" działa... tylko teraz wbić mu jeden raz o porządnie!! Nie dość, że zwalił najlepszą scenę odcinka, przy której widowiskowo się popłakałam... (tak, jestem niepoczytalna), to jeszcze ten Cenzura usiłuje wepchać się do domu Sook, gdy ta prosi i nakazuje mu by tego nie robił!! No normalnie rozerwałabym go na strzępy!! Skoro już przy naszej "ukochanej" postaci jesteśmy, to skomentuje od razu i inne sceny. Z Portią ma przekichane i dobrze mu tak!! I chociaż absolutnie jej nie trawię, to go nie trawię bardziej, więc powiem, iż jej współczuję... Confused Co oczywiste, Beell wciąż nadużywa władzy i jest zakompleksionym, egoistycznym i nie umiejącym się uniezależnić tyranem, a nie królem! I Pam mu baaardzo dobrze powiedziała!

Eric, który stracił pamięć był słodki, uroczy, ujmujący i niezwykle zabawny, ale PIJANY Eric który stracił pamięć... Zdziwiony jest 10 razy bardziej słodki, uroczy, ujmujący i zabawny!! Jego słowa, iż nigdy by Sook nie skrzywdził, chwyciły mnie za serce (ja chciałam jeszcze tylko zaznaczyć w tym momencie, że bardzo, bardzo, bardzo NIE podoba mi się fragment tailera odcinka 5, lecz mam nadzieję, iż to tylko taka specjalna prowokacja), by po chwili podszczypywanie i komplementowanie Sookie tyłka rzuciło mnie na podłogę!! :P Taki słodki, zakochany i niezdarny, ach!! :hamster_beautiful: :hamster_inlove: A potem oczywiście nastał dzień i władca mórz Zdziwiony :P (i Alcide: "On rzeczywiście jest jakiś inny" ) by po chwili powrócić, do charakterystycznej już dla True Blooda sceny w której przez samców przemawia testosteron... Cool I tak, Sookie ma na wychowaniu już nie tylko wampira, ale i wilkołaka ("Przestań warczeć! A Ty schowaj kły i mnie słuchaj!"). Niestety nie dane było nam dowiedzieć się, czy posłucha, bo krew "fruszki" postanowiła zaprzestać swojego działania... (poor, poor Eric...) A teraz doszliśmy do momentu, gdy Eric z zabawnego, staje się słodki, nieszczęśliwy i wzruszający... Dwie, bardzo podobne sceny, z których druga, stanowi właściwie bezpośrednią kontynuację pierwszej... Wreszcie wrażliwa natura Erysia w całej okazałości!! I chwała Bogu, mimo smutnego i melancholijnego charakteru sceny ("już nigdy nie ujrzę słońca"), nie popadamy w tani sentymentalizm (tak charakterystyczny dla Beella!)! Zamiast tego dostajemy wyznania: "Już nigdy nie zobaczę słońca w Twoich włosach", "Pragniesz Erica, który nie ma uczuć" i prośby: "Zostań ze mną", "Pocałuj mnie" (i płaczącą ze wzruszenia Ayeshę, która pilnie potrzebuje konsultacji u psychiatry...). Ojej! Eric z odcinka na odcinek jest coraz bardziej słodki, a jeśli ta tendencja utrzyma się do końca sezonu... to ja nie wyobrażam sobie odcinka 12 (ani, co stanie się ze mną w czasie jego oglądania). No, ale, oczywiście, nie ma tak dobrze i puffatao bo znajdą się uczyni, do zepsucia każdej sceny Wsciekly To, że Beell ma ode mnie kołek, to wiemy, ale i Alcide'owi nie zaszkodziłby taki pedagogiczny klaps w ogon(!) by wiedzieć, iż nie przeszkadza się w takich momentach! (no chyba, że są to "takie momenty" między Sookie a Beellem, to oczywiście diametralnie zmienia postać rzeczy... Cool ). Obie sceny kończy biedny, smutny Eric, zmuszony do wysłuchiwania rozmowy Sook z dwoma potencjalnymi kandydatami na jej chłopaka... I jak tu się nie załamać? (jakby co, wciąż zgłaszam się do przytulenia(!), a i nieco krwi oddać mogę!). Podsumowując, jedyny minus Erica w tym odcinku, to, ze było go mało... :hamster_cies2:

Sookie wreszcie zaczyna być taką, jaką chcę ją widzieć(!) Applause Partyman i z "dwojga złego" (tia, jasne...) wybiera Erica, posyłając Beella do diabła (gdzie i jego miejsce!). Jestem z niej dumna (ociera łezkę)! Troszczy się i martwi o Erica (i to nie dlatego, ze "boi się Pam" - zależy jej na nim Partyman ). Potem go pociesza, chroni, i prawie zgadza się pocałować! A potem "KTOŚ" im przerywa... (kołek! KOŁEK!! Dajcie mi kołka!). Mam nadzieje, że TAKA Sookie się już "utrzyma" i chociaż przez jakiś czas nie wywoła u mnie facepalmowania nad jej głupotą...

Jason i wszelkie sprawy związane z prokreacją zagrożonego wyginięciem gatunku panter... Wciąż mam nad tym motywem mega facepalma, ale powoli dołącza do niego ogromne współczucie dla kotków... BARDZIEJ patologicznej rodziny to już się chyba nie da wykreować... Tak ogólnie im dłużej True Blood trwa, tym wśród zmiennokształtnych większa patologia... Wróćmy jednak do samych panter. Lubię tą małą, Becky(?) czy jak jej tam... Ma mocno przesrane w życiu, a mimo to jest fajna... Pomaga Jasonowi uciec a ten struga kołek (szkoda, ze nie na Beella) i zabija Feltona... Maksymalnie paranoiczne... I mimo bezdyskusyjnej głupoty jego związku z Crystal oni wciąż mi do siebie pasują... (źle ze mną). Ciekawa jestem, czy będzie w końcu tą panterą? Nie powiem bym w takim wypadku narzekała... :P A i jeszcze jedno, jeśli Ball spróbuje sparować Jasona z Jess, to nie odpowiadam za siebie! Już sama konieczność oglądania jego snów z nią w roli głównej, będzie dla mnie drogą przez mękę...

Pam genialnie załatwiła sprawę z Beellem, w pełni zasłużył na wszystkie słowa, które od niej usłyszał! Zaś zakończenie i wiedźmy... Ja w pełni doceniam oddanie, poświęcenie i odwagę Pam, iż tam poszła, ale WTF!!?? Kwasny Moje pierwsze (i jedyne) skojarzenie to "Upiór w Operze" z 1989 roku... Nie chcę pamiętać tego filmu... Był OHYDNY i obrzydliwy... I niestety ta scena takoż... Bardzo Pam współczuję i liczę na SZYBKIE jej uzdrowienie, bo jakoś niespecjalnie kręci mnie oglądanie jej w takim stanie... To wybitnie nie pasuje do jej charakteru...

I skoro już niebezpiecznie zbliżyłam się do tego tematu, to tak: wiedźmy! Cała ta Marnie mnie przeraża! Przywołała jakieś siły, których sama nie kontroluje... a które widocznie, bardzo, baaardzo nie lubią wampirów... Sama już nie wiem, czy ona jest "zła", specjalnie zadaje się z czarną magią i jedynie udaje dobrą, czy jest dobra, a jedynie włada nią coś złego, czego nie potrafi kontrolować, chociaż skłaniałabym się ku pierwszej wersji... W każdym razie jest creepy... To, co zrobiła Ericowi, dało nawet zabawne konsekwencje, ale krzywdy Pam nie wybaczę!! Na stos z nią! Na STOS!! A Lafayette, Tara i Jesus, są albo bardzo głupi, albo bardzo przerażeni, albo bardzo naiwni, albo wszystko to na raz iż jej ufają... Oj będą mieli przesrane u wampirów...

Sam pasuje do Luny. Lubię oglądać ich razem. Wielki plus dla Sama za zachowanie wobec córki Luny i jej samej! Niestety znając True Blooda nie mam wątpliwości, iż wkrótce sielanka zostanie przerwana... Zapewne ten cały były-wilk Luny wkroczy do akcji... Ech...

Zaś Tommy wywołuje u mnie headdescka za każdym razem, gdy zawita na ekranie... Jest takim debilem i idiotom, a przy tym jest tak naiwny, iż szkoda gadać... Rodzice nie lepsi... Niech ich ktoś zabije, lub coś, bo całego sezonu w towarzystwie kolejnej patologicznej rodziny nie zdzierżę...

"Złe dziecko", jak przypuszczałam mój próg irytacji został przekroczony! Mam serdecznie dość tego wątku! Niech się w końcu rozwinie i skończy a nie zabiera czas antenowy przeznaczany dla Sook i Erica!!

No to się rozpisałam... Chyba niczego nie pominęłam?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:12, 26 Lip 2011    Temat postu:

Odcinek 4

Same krokodyle coś ostatnio nas prześladują. xD

Ja może wypowiem się na temat ostatniego odcinka, właśnie z wymienionym wyżej krokodylem.

Zacznę może od zachwytu nad Ericem <3
Jest puchaty i misiowaty jak potrzeba, ale lekko zboczony, czyli tak nie do końca nie wie kim jest.
Podszczypywanie Sookie, może nie jest w stylu pana Northmana, ale niezaprzeczalnie jest słodkie. No jakby tak zrobił Byeeel, to dostałby fangę w nos.
Biedny Eryś załapał fazę skrzywdzonego kucyponka, bo nie może oglądać wschodu słońca.
Już prawie było puss puss, ale wiadome musiał się w to wmanewrować Byeeel.

Bezcenna była jego mina, gdy babcia Portii, razem z nim czytała wpisy urodzin w rodzinnej Biblii i mina tego kretyna, jak zaczaił że przespał sie ze swoją praprapra...wnuczką.
Tekst wnusi "Jestem prawnikiem", rozbawił mnie, bo nie wiedzieć czemu przypomniał mi się brat prokurator(tzn nie mój brat, ale co poniektórzy wiedzą o co mi chodzi)xD
Byeel to zło wcielone, na miejscy Sookie bym mu przywaliła czymś ciężkim, żeby zmyć tą wiecznie skwaszoną minę.
Bill jakie by podłe świństwo nie zrobił, jakim by nie był bydlęciem, to zawsze gra uciśnioną niewinność. Mierzi mnie taka hipokryzja.

Jasona mi szkoda, ogólnie cały ten wątek o tacie duchu, gwałcie zbiorowym, zamienianiu go w taki sposób w panterołaka. Blech!
Ta postać ma wybitnego pecha, albo cierpi na niedostatek komórek mózgowych, albo jak już zaczyna myśleć, to ludzie tak go wykorzystują.

Dzidzi Omen bardzo mi się podoba, dodaje takiego diabolicznego elementu z np Dziecka Rosemary.

Pani czarownica i jej przeniesienie się w przeszłość, do Hiszpanii z płonącymi stosami. Cóż dziwne to jest, nawet bardzo.
Dalej jestem niepocieszona, że nie było tak jak w ksiażce, czyli złe bruje chciały wykorzystać Erica seksualnie a jak się im nie dał to mu zrobiły format mózgu.
Biedna Pam! Została potraktowana jak Upiór w Operze( może teraz wynająć od niego lochy i straszyć xD)
Ogólnie odcinek miły i przyjemny, ale z utęsknieniem czekam kolejnych xD

Odcinek 5

Z odcinku na odcinek jest coraz przyjemniej, już powoli zapominam o debilizmach pierwszych dwóch.
Jasona szkoda mi okrutnie i tego jak żalił się na gwałt. Motyw z dzieckiem diabła jest intrygujący, aczkolwiek zobaczymy jak się rozwinie ten wątek.
Sen Jasona był dość paskudny, ale wiadome krew Jessicy buzowała w nim i stąd te urojenia.
Jakkolwiek Byeeel to idiota, ale pomysł zahipnotyzowaniem Portii był genialny xD
Marnie i jej bruja do której retrospekcji wchodzi jest dziwny, ale lubię Marnie.
Alcide <3 Kocham go, pięknie wykurzył psiura z domu...
Chcę zobaczyć jak rozwinie się wątek dziadunia, Jesusa i co tam z Lafciem nawymyślają. Tara to kłamliwa kretynka, przyszła wyżaliła się i narobiła syfu. Kyllym ją!
Wsciekly
Tommy w końcu zatłukł swoich rodziców, nie zdziwiło mnie to, ale akcja z krokodylem była piękna.
Andy'emu już całkiem mózg V przepaliło.
Matka Tary jako pastorowa...(brak komentarza)

Eric <3
:hamster_beautiful: Uwielbiam jego miny a la skrzywdzony kucyponek.
Rozwalił mnie jego bad dream...
Och i Sookie go tak słodko pocieszała i głaskała po włoskach. Podobała mi się jej postawa względem Tary, jak powiedziała, że Eric sie zmienił. I końcówka jak kazała Ericowi wrócić i przytuliła go do piersi.
Urzekło mnie to a o puss puss to nie będę mówić!
Pam mnie zawiodła, rozumiem że Marnie zrobiła z niej gnijącą pannę młodą, ale mogła trzymać jęzor za zębami.
I w Byeeelu odezwał się samiec alfa... cham! Wsciekly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayesha
Solista


Dołączył: 22 Paź 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tarnobrzeg
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:14, 31 Lip 2011    Temat postu:

Z duuuużym poślizgiem [te studia wykończą mnie jeszcze przed pierwszym wykładem...], ale muszę sobie popisać... Wybaczcie zaśmiecanie, ;)

Śmiało mogę powiedzieć, iż dla mnie był to zdecydowanie najlepszy z dotychczasowych odcinków 4 sezonu! Podobały mi się WSZYSTKIE sceny (co doprawdy niezwykle mnie zdziwiło). Co więcej, po raz pierwszy nie czekałam jedynie na sceny z Erickiem a fascynowały mnie i inne (choć te z Erickiem oczywiście najbardziej, ). Najkrótszy komentarz do tego odcinka? "KROKODILERRRRRR!!" Czyli widać, że Ball wyłapuje nasze (fanów) poczucie humoru i z nami igra, xPP.

Eric był absolutnie cudowny i genialny! Może dla niektórych mógł się wydawać zbyt słodki, ale moim zdaniem, z tą słodyczą mu do twarzy, . Absolutnie kochałam go i uwielbiałam kiedy był sukinsynem i chamem i absolutnie kocham go i uwielbiam kiedy jest pluszowym misiem :D . Wielka tajemnica, "czy ta scena z Godrikiem to był sen?" rozwiązana i, chwała Bogu(!), miałam rację!! A już przez chwilę bałam się, iż Ball wpadł na kolejny durny pomysł by opóźnić, przez wszystkich wyczekiwaną, scenę Sookie/Eric... Uff... na szczęście nie, wręcz ją przyspieszył [wiwatuje]! No, bo proszę, czy ktokolwiek jest w stanie oprzeć się niezaprzeczalnemu urokowi 1000 letniego wampira, który ze łzami w oczach wchodzi Ci do łóżka, mówiąc, ze miał zły sen [nie bez znaczenia jest tu i fakt, iż ów wampir jest wysokim, nieziemsko przystojnym blondynem <3 (no i się rozmarzyłam...)]. I Sook głaskająca Erisia po głowie, i obietnice, że nigdy nie skrzywdziłby kogoś tak pięknego, i pocieszanie, iż jest dobry... – Eric z wspomnieniami, przy całej swojej inteligencji i sprycie nie rozegrałby lepiej partii o serce Sookie... I bardzo dobrze! Bo przecież na to wszystkie czekamy (czekałyśmy, )! A ja po raz kolejny zaczynam obawiać się, co się ze mną stanie do końca sezonu, jeśli na połowę naszych ukochanych scen już teraz reaguję "poceniem się oczu"... A potem nastała kolejna noc i Tara wykazała się wręcz Billowskim talentem do znajdowania się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie... Nie wiem, czy to już mówiłam, ale obstawiam, że do końca sezonu nasz ukochany wiking pójdzie w ślady Lestata i postanowi zostać świętym (nie dosłownie, ale wiecie, o co mi chodzi!). Jego wyrzuty sumienia... A nawet chęć opuszczenia Sook, by nie "zgasić jej światła"... Na szczęście nasza wróżka stanęła na wysokości zadania (czytaj: poszła po rozum do głowy) i zatrzymała Erisia. Pocałunek... hmm... Super, że był, wspaniale, że to ona go pocałowała [wiwatuje], ale trochę za mało w nim namiętności i pasji... Oczywiście rozumiem, miał być cudownie słodki i delikatny, ale mimo wszystko odczuwam pewien niedosyt... Chyba lepszy był ten z końca trzeciego sezonu..., choć czy ja wiem? Oba mi się podobały! Czekam na więcej i liczę, że ów "niedosyt" zostanie mi zrekompensowany w nadmiarze!! Za to pięknie się przytulili [rozpuszcza się ze wzruszenia]...

Sookie, szacun i chylę czoła! Chyba najlepsza postać odcinka! To jak wypytywała o Marnie, a potem "udawanie blondynki" :D no, no... A babcia ze swoimi "nie oddawaj mu serca" trochę się spóźniła, nie uważacie ;) [ykchm się Adele!] Ale tekst: "Gdy babcia każe mi uciekać, uciekam" – piękny!

Bill, nie wierzę, ze to mówię, ale na plus []... Nienawidzę charakteru gościa całym sercem, ale póki trzyma się z dala od Sook, nie irytuje mnie (dlaczego jestem pewna iż w następnym odcinku znów zacznie?). "Porady kosmetyczne" i ogólnie zachowanie wobec Pam, bardzo w porządku... Załatwienie sprawy z Portią... Taaa... Ball postanowił nas podstępnie ómrzeć śmiechem... Trochę mi jej szkoda, ale Bill zachował się naprawdę poprawnie... jak na niego... Po raz pierwszy także, królewska odpowiedzialność i umiejętność podejmowania decyzji [], czuję się wstrząśnięta... Odważna decyzja by zahipnotyzować Marnie, gdy metoda "na wielkiego brata" nie pomogła i rozsądne posłuchanie Pam, odnośnie zwołania reszty szeryfów... Oczywiście by nie było sielanki zwalił końcówkę i znów na początku 6 zepsuję mi scenę Sookie/Eric [płacze]...

Pam ma prze****ne... Naprawdę współczuję... Mówiłam, że wygląd ala "Upiór..." nie pasuje jej do charakteru i jak widać ma również negatywny na jej charakter wpływ... Mówcie sobie co chcecie, ale jestem w 100% przekonana, iż nigdy nie wydała by Erica, gdyby nie efekt zaklęcia... Ona NIE jest typem osoby, która by się po prostu wygadała... Mam nadzieję, iż zaklęcie szybko zostanie cofnięte, bo jego skutki zaczynają mnie irytować...

Tommy wreszcie zabił rodziców (jak to zabrzmiało! źle ze mną...). Wciąż gościa nie znoszę, a jego użalanie się nad sobą wpędzi mnie do grobu, ale dzięki niemu, chociaż jeden niepotrzebny, nudny i przydługawy wątek mamy z głowy!! Bardzo mnie to raduje gdyż "pozbycia" się Mickensów oczekuję od jakiegoś drugiego z odcinków, w których się pojawili! Zastanawia mnie tylko, co Tommy zrobi gdy dowie się o płynących z jego czynu w konsekwencji nowych, zmiennokształtnych zdolnościach... (szczerze, to liczę, że ktoś i go zabije, a najlepiej by był to Sam). Jeśli już chodzi o Sama naprawdę zaimponował mi umiejętnością zachowania zimnej krwi i nieco przeraził wiedzą odnośnie nawyków żywieniowych aligatorów (znów te krokodajlery, ech... ;) ).

Jason doszedł do identycznych wniosków jak ja odnośnie swojej "kary" . I jak z całego serca przerażała mnie perspektywa jego snów o Jess, to jednak była to jedna z najlepszych scen odcinka! Chwała Ballowi nie zrobił z tej sceny poważnego true love'a, a ociekające ironią podsumowanie życia Jasona! Brawo! Zaś zakończenie sceny i Hoyt (WTF?!) takie sny to może mieć tylko Jason... [dusi się śmiechem]... Tutaj jeszcze pragnę wtrącić ogromne gratulacje dla wszystkich obecnych w scenie aktorów, wszyscy zagrali GENIALNIE!

Jessica coraz bardziej mnie drażni... Uwielbiam tą postać i uwielbiam jej związek z Hoytem, a tu, sama nie wie, czego chce i wygląda na to, ze przez swoje niezdecydowanie zaprzepaści to, co ma... Szkoda... :(

Arlene, zaskakująca zmiana postawy... Przestała winić dziecko, ale to nas chyba cieszy? Znów wątek mi się podoba, chyba jestem bardzo niezdecydowana... Jak widać egzorcyzmy nie pomogły... Będzie pożar... Będzie gorąco!!

Marnie, znów jestem niezdecydowana... Dopiero, co jej nienawidziłam, teraz uwielbiam! Gra świetnie! I jest naprawdę ciekawą postacią! Jednak się pomyliłam, to nie ona jest zła, tylko ten duch... Jeden pieron, czarownice mają przerypane... Wampiry je zjedzą, xP. Podobają mi się te "historyczne" nawiązania, palenia wiedźm na stosie... I wampiry w kościele katolickim, świetny pomysł! Idealnie w stylu TB! Jakże charakterystyczne dla HBO pokazanie, że historia naszej religii wcale nie taka święta, lubię to!!

Jesus mniej nudny niż zwykłe, aczkolwiek... Pomysł by udać się do jego dziadka, uważam za głupi, lecz dla nas, widzów, interesujący... Kozobujca – kocham Lafayette'a! Oczywiście dwie walizki... Byłby świetną przyjaciółką! xDD

A teraz kilka ogólnych konkluzji odnośnie samego sezonu:

Primo, bardzo, bardzo cieszy mnie fakt powrotu do tego cudownego, paranoicznego komizmu z pierwszego sezonu!! Zdążyłam już za nim, przez te dwa sezony zatęsknić! Co prawda komizm ten może miejscami pojawia się kosztem "spłycenia" i przerysowania fabuły, ale jak pokazuje 5 odcinek, jak się chce i się trochę postara można znaleźć "złoty środek" (brawo Ball!!).

Skoro już o tym mowa, od razu nasuwa się przykład: egzorcyzmy [turla się ze śmiechu]. Ta scena była bossska!! [w przenośni i dosłownie, :D]. Już, gdy zobaczyłam w drzwiach matkę Tary postanowiłam natychmiastowo odstawić wszelkie płyny i była to decyzja słuszna!! [swoją drogą Ball powinien dawać jakieś ostrzeżenia, bo kilka takich scen i dostanie pozew o odszkodowanie za spowodowanie zakrztuszenia, opcjonalnie za spowodowanie zniszczenia mienia (te monitory powinny być wodoodporne^^)] Śpiewy, kadzidła (które wcale nie pachną jak trawka, ), demony chowające się po kątach, ach(!), takie sceny są potrzebne w TB, choćby po to by przerwać ponurą atmosferę!

A skoro już o "egzorcyzmach" mowa, sekundo powrót do elementu religijno - chrześcijańskiego, który, ku memu wielkiemu niezadowoleniu, jakby "zdechł" w ciągu ostatniego półtora sezonu. Na szczęście zmartwychwstał! [i miejmy nadzieję, iż żywym pozostanie!] Chyba to ja mam jakiś kompleks, czy coś, ale dla mnie wszelkie wampirze cósie, bez religijności, wiele tracą, zbyt wiele! I, o dziwo, w tym jednym przypadku, w kontekście wampiryzmu, wcale nie jestem konserwatywna... Dracula, potępiony przez Boga, płonący na widok krzyża, ok, ale równie ok wampir "skruszony", niepotępiony przez Boga, a jedynie napiętnowany przez ludzi (dzięki Rice za rozwalenie mi światopoglądu!). Od zawsze podobał mi się nowoczesny wizerunek wampira, jako swoistego posła w sprawie tolerancji, to urzekło mnie w True Bloodzie jako pierwsze i tego kcem więcej!

Tertio, zauważyliście, jaki ten sezon "krwawy"? Trup ścieli się gęsto, a po oglądnięciu proma reszty sezonu, boję się, czy zostanie im, kogo uśmiercać w sezonie piątym. Postanowiłam sobie napisać listę, ot taki kaprys osoby znudzonej zbyt długimi () wakacjami.

1) Sophie-Anne
2) Steve Newlin
3) Earl Stackhouse
4) Claudine (choć z tego, co wiem, to, to pod znakiem zapytania)
5) Felton
6) Melinda Mickens
7) Joe Lee Mickens

Quatro, dopiero teraz zauważyłam jak ładnie Eric odnowił dom Sookie. Ma facet gust :P . Myślicie, że można nająć go jako dekoratora wnętrz, xPP?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pyton
Przypadkowy widz


Dołączył: 02 Sty 2011
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:32, 31 Lip 2011    Temat postu:

Ten nowy sezon jest zdecydowanie dziki. Jeszcze nigdy odczucia względem TB nie zmieniały mi się tak szybko. Ale ostatni odcinek nastraja bardzo pozytywnie, więc może jutro nie będzie tak źle :) As said, Beel urzekł mnie zaklęciem, a Jason umartwiającym wywodem. Odpadnięcie ucha Pam było szczytem całkowitym. Can't wait :D

Gee, tak długo mnie nie było, że aż mnie system wylogował
Powrót do góry
Zobacz profil autora
EineHexe
Pani Ołówkowa, adminka


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:09, 31 Lip 2011    Temat postu:

Uprasza się o niedewastowanie Pam. Można popsuć pana Marmurmamwd... Comptona.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:10, 31 Lip 2011    Temat postu:

EineHexe napisał:
Uprasza się o niedewastowanie Pam. Można popsuć pana Marmurmamwd... Comptona.


Dołączam się do postulatu. Pam się jednorazowo wyrwało, ale chce zobaczyć co z tego wyniknie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayesha
Solista


Dołączył: 22 Paź 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tarnobrzeg
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 4:17, 01 Sie 2011    Temat postu:

lucyferowa napisał:
EineHexe napisał:
Uprasza się o niedewastowanie Pam. Można popsuć pana Marmurmamwd... Comptona.


Dołączam się do postulatu. Pam się jednorazowo wyrwało, ale chce zobaczyć co z tego wyniknie.


Ok, jest środek nocy, niezbyt do mnie dociera co piszę, ale się z Wami zgadzam! Zwłaszcza, iż wygląda, ze fajnie wyniknie!! I mam nadzieję, że Eriś, tak przypadkiem zje Beella... choć może lepiej nie, jeszcze się zatruje...

Ach, za 15 min. będę go (odcinek) mieć!!

O ja!! Ależ jestem nakręcona!! To będzie naj odcinek ever!! Heart :hamster_beautiful: :hamster_love: :hamster_inlove: Wystarczyło bym na szybko przeglądnęła czy działa i już jestem tego 100% pewna!! Nic nie powiem, ale ja chyba będę musiała przed obejrzeniem zażyć jakieś środki uspokajające!! I do tego najdłuższy z dotychczasowych!! Magiczna granica godziny przekroczona!! Hurra Partyman


Ostatnio zmieniony przez Ayesha dnia Pon 4:41, 01 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:13, 02 Sie 2011    Temat postu:

Odcinek 6

No to połowa sezonu za nami. Na odcinek czekałam, bo byłam ciekawa tegoż długo przez wszystkich wyczekiwanego tete a tete Sookie i Erica :P
Ale za nim przejdę do tego, to po drodze sobie skomentuję to i owo.

Na pierwszy ogień idzie wpadka Pam, czego skutkiem było oświecenie jego bucowatości Billa.
Nie winie jej za to, jakby ktoś mi tak potraktował facjatę, to też miałabym wszystko w przysłowiowej d****. Co do Comptona, to nic innego się po nim nie spodziewałam. Urażona męska duma, bo jak mu wypomniała Sookie, on może spółkować z połową hrabstwa a ona nie może mieć lovera. Typowo męskie zachowanie.
Można się było spodziewać, że przerwie Ericowi pierwsze podejście do odpakowania prezentu...
Widok klęczącego przed Byeelem Erica, mocno niesmaczny, mógł go dziabnąć tym pogrzebaczem i byłby spokój. Zastanowiłam się nad tym, dlaczego scenarzyści dają tak mało Northmana i przez to widz musi oglądać wiecznie męczeńską twarz Comptona.
Myślę, że właśnie przez to Eric dużo zyskuje, bo zawsze jest przy nim ta nutka niewiadomej, plus jego rodowód, wiekowość. On z racji swojego wampirzego stażu i takiego czysto egzystencjalnego mógłby podłapać emołszyn. Przeżył już tyle, że jakby on wpadł w emołszyn, to nie byłoby tak dołujące.
Niestety jesteśmy skazani na panoszenie się majestatu pana mamkijwtyłku i nic tego póki co nie zmieni.
Płonący dom i nawiedzone dzidzi samo wychodzące z pożaru jest sweet. Tylko zastanawiam się co to za ciemnoskóra pani, je wyciąga i przezeń przemawia. Zobaczymy, ale zapowiada się ciekawie. Mój ulubiony jak dotąd wątek.
Dziadunio brujo, wujek Luca w ciele Lafcia, bardzo lubię na równi z wątkiem bruji wchodzącej w Marni. Luci? Heh, ładnie się złożyło Luca i Lucia xD
Zakonnicy wampiry, to chyba silenie się scenarzysty na średniowieczno- europejską modłę zakazanych kościelnych praktyk. Co prawda to nie średniowiecze było, ale chyba nie chcieli aż tak zrzynać. Wątek dziwny, bo zakonnik czy tam ksiądz nie wychodzący na światło dzienne jest dla mnie abstrakcyjny.
Transformacje Thommy'ego w Sama... Hahaha dobre, chłopczyk dostał troszkę władzy, zobaczył damskie piersi i zwariował...
Jason jest chyba w tym sezonie moim ulubionym bohaterem, jest tak głupiutki, że aż pocieszny. Coś się kroi w związku z nim i Jessicą. Ale pożyjemy zobaczymy.
Tary nie chce komentować, bo mi wszystko opada.
Alcide w skórzanej kurtce w lesie <3
No i płynnie przeszłam do wątku końcowego, czyli Eric na śmierć skazany. Znowu się we mnie zagotowało, że prawdziwy książę wikingów, musi klękać przed takim udzielnym leszczem... Żal, zaprawdę żal. Czy powinnam zaklaskać na wieść o miłosierdziu Comptona? Samarytanin!
No i na koniec stosunek Sookie i Erica na zimnej ziemi, w roju komarów, które wcześniej jak sama rzekła pogryzły jej tyłek. Nie rozumiem tej ostatniej tendencji scenarzystów do seksu na łonie natury. Zawiodłam się...I żądam powrotu Erica złego, cynicznego potwora. Niech morduje, rozbiera wzrokiem i rży razem z Pam.
Tęsknie za nim...
:(
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ilmariel
Pani z lasu Sherwood


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:41, 07 Sie 2011    Temat postu:

Uff, wreszcie nadrobiłam truebloodowe zaległości i jestem na bieżąco.

Muszę przyznać, że brnęłam przez ten czwarty sezon niemal wbrew sobie, w związku z czym miło mi przyznać, że ostatnie dwa odcinki zaskoczyły mnie dosyć pozytywnie. Najwyraźniej TB jest takim serialem, w którym powinnam przywyknąć do tego, że na każdym kroku coś mnie będzie irytować i chyba nigdy nie będę stuprocentowo zadowolona. A do tego w co najmniej kilku miejscach nie będę się zgadzać z towarzystwem :) No trudno.

Po pierwsze, scenarzyści TB wyjątkowo jakoś nie mają ręki do badgajów. Zamiast strasznych/niebezpiecznych/intrygujących/mrocznych złoczyńców wychodzą im jakieś irytujące dziwadła. A to źle, bo dobrze zrobiony przeciwnik powinien, moim skromnym, fascynować tudzież przerażać... no, w każdym razie powinnam go chcieć oglądać z takich czy innych przyczyn. Tymczasem - wręcz przeciwnie. Większość z nich do samego końca każdego kolejnego sezonu wzbudza we mnie dziką żądzę mordu spowodowanego rozdrażnieniem i znudzeniem. Na szczęście, Marnie jest wyjątkiem. Też jej z początku okropnie nie lubiłam, ale w piątym odcinku zaczyna wreszcie przypominać kogoś, kogo można traktować poważnie (dla porównania - w przypadku Russela było to dopiero jego telewizyjne wystąpienie, a zatem trochę późno...). Głównie chyba ze względu na retrospekcje, które dodają jej postaci jakiejś mrocznej aury. Wampiryczni mnisi... kupuję to. Fajne. Albowiem ciemne strony organizacji religijnych - w TAKIM wydaniu, a nie cukierkowego do obrzydliwości Newlina - to coś, co tygrysy lubią najbardziej. Nie podoba mi się natomiast wątek z Lafayette'em i wiccanami, jakimś dziwnym voodoo czy cokolwiek to się okaże, Jesus mnie denerwuje do niemożliwości, a z każdą chwilą robi się to coraz dziwniejsze.

Irytowała mnie również Arlene ze swoją fobią na punkcie dziecka i ucieszyłam się niezmiernie, że istotnie miała rację i z dzieckiem jest coś nie tak. Teraz już mi się to podoba. Bardzo, bardzo dobry wątek. A Terry jest hiroł. O.
Ach, i egzorcyzmy! Prawie zapomniałam o egzorcyzmach. Uśmiałam się tak, że mało nie spadłam z krzesła. Cudne to było! :D

Jason... Jason rzeczywiście wyewoluował w całkiem sympatyczny "element komiczny", zwłaszcza jego próby zostania policjantem. Wyszedł na ludzi, trzeba mu przyznać i pocieszny jest, nawet jeżeli ciągle pakuje się w sytuacje, które przyprawiają mnie o opad rąk i różnych innych części ciała. Tym niemniej próba pomocy dzieciakom z tej prawdopodobnie najbardziej jak to możliwe patologicznej rodziny panterołaków była bardzo szlachetna, chociaż relacje Jasona z Crystal dochodziły momentami do tak skrajnego stopnia naiwności, że miałam ochotę nim mocno potrząsnąć. Ciekawa jestem, jak się rozwinie sytuacja z Jess...

Na marginesie, tym, co mi najbardziej w TB przeszkadza jest nadmierne nagromadzenie wątków na osobę. Mam tu na myśli postaci dalszoplanowe, jak właśnie Jason czy Tara. Ich przygody same w sobie byłyby interesujące, nawet bardzo, tylko że tam nikomu nie daje się pięciu minut spokoju. Uporawszy się z jednym problemem, wpadają z rozpędu w następny, a widz zalicza facepalm pod tytułem "jakim trzeba być kretynem, żeby znowu dać się nabrać?!" Największą ofiarą tej sytuacji jest chyba Tara, która sama w sobie nie jest głupią postacią, to, co jej się przytrafia jest obiektywnie rzecz biorąc dosyć dobre, problem tkwi w tym, że jej się to przydarza płynnie przez caluteńki czas. A nie musiałoby, jest tam wystarczająco dużo postaci, że dałoby się z niektórymi od czasu do czasu wrzucić na luz, dać im pożyć stabilnie i nie kreować ich na ofiary losu. Zaręczam, bez straty dla tempa akcji serialu.

Shapeshifters mnie drażnią, ale to akurat norma, nie lubię po prostu takich wątków, nigdy i nigdzie. No, prawie, w każdym razie bardzo ciężko je zrobić tak, żebym ja je przełknęła, więc nie będę się czepiać. Ale i tak cieszę się, że Mickensowie nareszcie nie żyją. Teraz jeszcze poproszę zlikwidować Tommy'ego i będę zadowolona.

I wreszcie na koniec, jako ta wisienka na torcie, wampiry. Wampiry w tendencji bardzo zdecydowanie zwyżkowej. Pod tym względem czwarty sezon jest najprawdziwszą przyjemnością.

Przez wszystkie dotychczasowe sezony zastanawiałam się, jak to jest z tym Byeelem. Czy on jest jakimś nieudolnie skrojonym hirołem i tró lowerem, który przypadkiem jest wszystkim prócz tego, czym być powinien, czy też może całkiem świadomie i konsekwentnie się go kreuje na buca. Czwarty sezon dał mi odpowiedź, i to całkiem satysfakcjonującą: tak, Byeel jest zakompleksionym gnojkiem, tchórzem, egoistą i nadużywającym władzy tyranem bez zasad, który wszystkim mydlił oczy, z Sookie na czele. Zdolnym do najpaskudniejszych, odrażających czynów i chwytów poniżej pasa, byle tylko osiągnąć własne cele i w poważaniu mając dobro ogółu, którym się na okrągło zasłania. I o ile scenarzyści nie zechcą go nagle rehabilitować, to jestem gotowa im przyklasnąć, bo będzie to postać bardzo spójna i prawdopodobna. On od początku miał na takiego zadatki, a odrobina władzy to z niego wyciągnęła. I w związku z tym - co nieuniknione - ktoś mu będzie musiał w końcu skopać marmurem zapchany tyłek.

Eric jest słodziaszny i wzruszający. Podoba mi się szalenie, choć jednocześnie jego relacja z Sookie jest bodaj najbardziej spartaczonym wątkiem, bo całkowicie brak jej głębi. Ja się naprawdę spodziewałam, że będzie w tym coś, co mnie wzruszy, że będę im kibicować i cieszyć się, gdy będą razem. A tu lipa. Zawiodłam się. Głównie na Sookie, nad którą scenarzyści jakoś zapomnieli się uważniej pochylić, zupełnie jakby uznali, że widzowie zwyczajnie i tak się ucieszą, jak prześpi się z Erikiem i to wystarczy. Bardziej wiemy, niż czujemy, że faktycznie zależy jej na Eriku, a to się przekłada na brak głębszych emocji, kiedy w końcu dochodzi do pocałunku czy zbliżenia. Cóż, ziemia mi się nie zatrzęsła, nie odetchnęłam z ulgą, nie mam ochoty wracać do tego myślami przez resztę dnia - a powinnam. Ot, jeden z licznych pairingów, nic więcej.

Wracając do samego Erica, padło kiedyś oskarżenie, że razem z pamięcią zabrano mu... no... wiecie. Że męski przestał być i wampirzy. Ależ skąd. A klęczenie przed Byeelem akurat na mój gust było szalenie trafnym i efektownym chwytem. Pamiętajmy, że Eric niczego nie pamięta. Nie wie, kim jest Byeel i nie wie, co jest mu winien, a co za tym idzie, nie jest świadomy tego, że Byeel gra nieczysto. Dla Erica król = bezwzględna lojalność. Mylnym byłoby myślenie, że Wiking ma w poważaniu autorytety, bo to bzdura. Erica tak wychowano i nawet gdy stracił pamięć, pozostały mu wpojone od dzieciństwa zasady. To był dla mnie przejaw odwagi i honoru, godny właśnie księcia Wikingów. Zwłaszcza w kontraście z pogardy godnym zachowaniem Byeela, który zasad nie ma nawet za grosz. Bardzo zacne zagranie. Wiadomo, że świat bez Byeela byłby piękniejszym miejscem, ale gdyby go dziabnął pogrzebaczem, cała waga tej sceny poszłaby do diabła. A więc brawo dla Erica!

PS. Niechże już naprawią Pam...!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:03, 07 Sie 2011    Temat postu:

Ilmariel napisał:
Wracając do samego Erica, padło kiedyś oskarżenie, że razem z pamięcią zabrano mu... no... wiecie. Że męski przestał być i wampirzy. Ależ skąd. A klęczenie przed Byeelem akurat na mój gust było szalenie trafnym i efektownym chwytem. Pamiętajmy, że Eric niczego nie pamięta. Nie wie, kim jest Byeel i nie wie, co jest mu winien, a co za tym idzie, nie jest świadomy tego, że Byeel gra nieczysto. Dla Erica król = bezwzględna lojalność. Mylnym byłoby myślenie, że Wiking ma w poważaniu autorytety, bo to bzdura. Erica tak wychowano i nawet gdy stracił pamięć, pozostały mu wpojone od dzieciństwa zasady. To był dla mnie przejaw odwagi i honoru, godny właśnie księcia Wikingów. Zwłaszcza w kontraście z pogardy godnym zachowaniem Byeela, który zasad nie ma nawet za grosz. Bardzo zacne zagranie. Wiadomo, że świat bez Byeela byłby piękniejszym miejscem, ale gdyby go dziabnął pogrzebaczem, cała waga tej sceny poszłaby do diabła. A więc brawo dla Erica!


Ech, to nie o to chodzi, że Eric musiał się ukorzyć przed Byeelem, chociaż ta scena była dziwna.
Ale Eric, mówiący Pam, że jest złym człowiekiem, testy o gaszeniu czyjegokolwiek światła...
Eric stracił pamięć więc ma prawo być lekko zagubiony, ale człowiek(wampir) ma jeszcze coś takiego jak charakter i osobowość, którą utrata wspomnieć może stępić, ale nie całkowicie wyeliminować.
Książkowy Eric, po utracie pamięci był milszy i nagle odkrył że "kocha" Sookie, ale nie plótł bzdur o tym, że był złym człowiekiem. Myślę że scenarzyści zrobili z niego celowo takiego smutnego kucyponka, żeby Sookie uwierzyła że Northman się zmienił I tutaj słowa babuni, że to nie jest trwała lof są bardzo cenne. Bo prawdziwa Sookie czuje coś do Northmana ale niekoniecznie tego oszukańsko kochanego, tylko do Erica bydlęcia.
Także wnioskuję o powrót starego, dobrego Erica,już pobył dobry a teraz może dalej być tym złym. Wystarczy,że Bill jest hipokrytą udającym dobrego człowieka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:34, 16 Sie 2011    Temat postu:

To ja może zrobię jednak to małe posumowanie siódmego i ósmego odcinka.

Ogólnie rzecz biorąc scenarzysta powinien odstawić to co bierze i zmienić dilera.
Już przy końcówce szóstego epizodu było mi słabo, zobaczywszy Sookie i Erica naturalnie na łonie natury... Wiadome o co chodzi...
Początek siódmego jak doszła jeszcze wizja Alcide'a, przypadkowego podglądacza wygibasów na łące
No i później przerobienie podręcznika do kamasutry. Takim wizjom mówię zdecydowane nie. Może byłoby to znośniejsze, gdyby Eric gdzieś po drodze nie zgubił męskości i cynizmu. W ósmym odcinku podczas sceny, gdzie z prysznica zaczął padać śnieg a później oboje znaleźli się na łóżku, pośrodku ośnieżonej łąki, wszystko momentalnie mi opadło. Szkoda, że zza tego wyrka nie wyjechał samochód Coca Coli z motywem bożonarodzeniowym...

Byeeel brzydzi mnie coraz mniej, nawet w ostatnich odcinkach wykazał pewną dozę dojrzałości, pewnie zabranej podstępnie Ericowi.
Marnie/Antonia bardzo fajna postać, wyciąganie wampirów na słonko na plus. Jessica pałająca nagłą lof do Jasona...- stanowcze nie! Hoytowi też ostatnio ktoś zamiast mózgu przeszczepił komórkę i to używaną.
Tara- bez komentarza.
Alcide już mnie prawie zirytował gdy chciał spełnić prośbę Debbie, żeby nie pomagać już Sookie, ale jak przyszło co do czego to przybył. Chyba zmienię obiekt westchnień.
Pam było bardzo mało, brak Jesusa na plus i boję się o opętanego Lafcia, co on z tym dzieckiem chce zrobić? Ech ogólnie rzecz biorąc jestem bardzo zawiedziona...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
EineHexe
Pani Ołówkowa, adminka


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:37, 25 Sie 2011    Temat postu:

Mój obrazkowy komentarz do słynnej sceny seksu zimowego Eric-Sookie:

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum W świecie masek Strona Główna -> Bufet Piekiełko Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island