Forum W świecie masek Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Les Miserables - w tej kawiarni na tym stole...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum W świecie masek Strona Główna -> Janusz Kruciński w musicalach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ilmariel
Pani z lasu Sherwood


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 2:03, 30 Gru 2010    Temat postu:

Tak... No więc kolejna Krucjata dobiegła końca. Tym bardziej szczególna, że tak właściwie moja pierwsza. I choć nie czuję się dziś w szczególnie reporterskim nastroju, to jednak nie mogę się oprzeć, żeby nie skrobnąć zwyczajowych kilku słów po spektaklu.

Zacznijmy więc od początku, a więc od Pana Janusza, którego występ, jak pisałam, miałam okazję po raz pierwszy podziwiać na żywo. I definitywnie jest to mój Valjean, taki, jakim go chciałabym widzieć. Wspaniale zagrany od początku do końca, najpiękniej zaś na początku, kiedy postać ta ma w sobie największą dynamikę - radość z odzyskanej wolności, brutalnie zderzoną z pełną wrogości rzeczywistością, agresję zastraszonego, dzikiego stworzenia i wreszcie wstrząs spowodowany bezinteresownym i niepojętym wręcz gestem dobroci ze strony biskupa. W porównaniu z drugim odtwórcą, którego miałam okazję widzieć wcześniej, Valjean grany przez Pana Janusza ma dodatkowy, ciekawy rys, jakim jest początkowa wiara w to, że po wyjściu z więzienia jest równy każdemu innemu wolnemu człowiekowi. I tak człowiek pełen nadziei na odmianę losu, wierzący, że czas cierpienia już się skończył wychodzi na wolność by przekonać się, że to wcale nie koniec kary, a piętno w postaci żółtego paszportu jest jego przekleństwem na całą resztę życia. Zakończę na tym, jako że czuję, że za chwilę wpadnę w ciąg psychoanalizowania Valjeana, a nie to jest moim celem, więc odpuszczę. Jednym słowem, było genialnie.

Łukasz Dziedzic jako inspektor Javert jest w ogóle idealny. Każdy gest, każde spojrzenie jest tu tak dopracowane, że Javertowa osobowość wręcz kipi z każdego centymetra kwadratowego tej postaci, a nawet nieco na odległość, bo obecność Inspektora zaczyna się odczuwać jeszcze zanim w ogóle pojawi się w polu widzenia. A "Gwiazdy" były pierwszym nagrodzonym brawami utworem w dzisiejszym spektaklu :)

Anna Gigiel jako Fantyna to niestety moim skromnym zdaniem ogromna pomyłka obsadowa, jakkolwiek cenię sobie tę aktorkę bardzo wysoko i bardzo lubię jej głos. Zupełnie mi nie pasowała, nie wzruszała, brakowało jej "tego czegoś", co sprawiłoby, że potrafiłabym się szczerze przejąć i wzruszyć losem tej postaci. Zabrakło trochę rozpaczliwej, matczynej desperacji i pewnej takiej delikatności, i tak, jak podczas oglądania Edyty Krzemień przez dokładnie wszystkie sceny siedziałam zapłakana, tak tym razem przeszło mi to jakoś zupełnie bez echa. Jedyną naprawdę mocną sceną był dziś moment, kiedy Fantyna wraca pobita od klienta, tuż przed feralną sprzeczką z "dżentelmenem" na ulicy. To było naprawdę uderzające, i za to wielki, wielki plus. "Wyśniłam sen" za to jakieś takie przekombinowane aktorsko. W sumie wiadomo, jak miało być i co aktorka chciała pokazać, zdecydowanie brakło jednak wiarygodności.

Moim absolutnym idolem tego wieczora był natomiast Jan Bzdawka jako Enjolras, który porwał mnie bez reszty, był fajny, charyzmatyczny, wierzący w głoszone idee i bardzo, ale to bardzo przywódczy, że się tak wyrażę. Czekałam na każdą scenę z jego udziałem i za takim wodzem sama chętnie poleciałabym na barykadę razem ze studentami (których, nawiasem mówiąc, ustawiał po kątach, aż miło). Jak by to ująć... jeżeli istnieje coś takiego, jak twardo stąpający po ziemi idealista, to Bzdawkowy Enjolras takim właśnie był, z jednej strony walczącym w z góry przegranej sprawie, a z drugiej całkiem rzeczowo i trzeźwo tą walką dowodzącym. Bardzo podobały mi się jego interakcje z Mariusem, którego z jednej strony rozumiał, a z drugiej stale przywoływał do porządku, przypominając, że to nie czas na żadne love story, bo historia wzywa :) I bardzo ładnie umierał, wzruszyłam się.

Drugim moim idolem był Jakub Szydłowski, mistrzowski zwłaszcza jako Grantaire (co chwila upominany, żeby zostawił w końcu to wino xD), przezabawny w pląsach na weselu i cudownie odrażający jako majster w fabryce.

Marcin Wortmann świetnie się sprawdził jako Marius, który wreszcie nie był mdły i nudny, a całkiem sympatyczny, młodzieńczy i pełen energii, a do tego przeuroczo zakochany w Cosette (całkiem niezła Weronika Borchat). Jednak najbardziej podobała mi się jego gra z Eponine (Ewa Lachowicz), z którą udało mu się nawiązać na tyle fajną chemię, żeby umożliwić tej drugiej wiarygodne i przejmujące pokazanie wszystkich maleńkich radości i ogromnych rozczarowań płynących z niespełnionej miłości. Ten duet był naprawdę bardzo udany.

Państwo Thenardierowie jak zawsze wspaniali, dzieci zagrały bardzo ładnie (przesłodka mała Cosette i świetny Gavroche, który podobał mi się niemal tak samo, jak Tomek Chodorowski - niestety, nazwiska dzieciaków zaginęły gdzieś w odmętach mojej pamięci i mogę co najwyżej liczyć, że moje zacne towarzyszki dysponują mniejszą sklerozą od mojej ;) ). Niestety, zakończę na tym, niezbyt może zgrabnie i spójnie, za co serdecznie przepraszam, ale czuję, jak senność i zmęczenie powoli wygrywają z trzeźwością umysłu, co z pewnością nie wpłynie korzystnie na jakość recenzji. Skończę więc, nim skompromituję się do reszty, a jeśli coś ciekawego zdołam sobie jeszcze przypomnieć, to nie omieszkam podzielić się tym jutro :) A zatem dobrej nocy wszystkim! :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Leleth
Kucyponkowy dealer fangirlizmu


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 2:05, 30 Gru 2010    Temat postu:

Gavroche'a grał Jaś Cięciara, a Cosette Monika Walczak. :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
EineHexe
Pani Ołówkowa, adminka


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:04, 30 Gru 2010    Temat postu:

Ilmariel napisał:

Valjean grany przez Pana Janusza ma dodatkowy, ciekawy rys, jakim jest początkowa wiara w to, że po wyjściu z więzienia jest równy każdemu innemu wolnemu człowiekowi. I tak człowiek pełen nadziei na odmianę losu, wierzący, że czas cierpienia już się skończył wychodzi na wolność by przekonać się, że to wcale nie koniec kary, a piętno w postaci żółtego paszportu jest jego przekleństwem na całą resztę życia.


Otóż to właśnie, podobnie jak w wypadku Colma, Panajanuszowy Valjean nie wychodzi z galer w postaci bydlęcia, ale jako człowiek pełen nadziei, odzyskał wolność, jest cudownie i może być tylko lepiej. A tu klapa, gonią wszędzie jak bezpańskiego psa, płacą grosze, bo się za nim ciągnie piętno żółtego paszportu. I wtedy on się dopiero odwraca tyłem do ludzkości, aż do momentu spotkania z biskupem.

Cytat:
Łukasz Dziedzic jako inspektor Javert jest w ogóle idealny. Każdy gest, każde spojrzenie jest tu tak dopracowane, że Javertowa osobowość wręcz kipi z każdego centymetra kwadratowego tej postaci, a nawet nieco na odległość, bo obecność Inspektora zaczyna się odczuwać jeszcze zanim w ogóle pojawi się w polu widzenia. A "Gwiazdy" były pierwszym nagrodzonym brawami utworem w dzisiejszym spektaklu :)


Ja bym to określiła tak: najpierw na scenę wkracza panainspektorowa charyzma, a dopiero potem sam Javert Wink


Cytat:
Moim absolutnym idolem tego wieczora był natomiast Jan Bzdawka jako Enjolras, który porwał mnie bez reszty, był fajny, charyzmatyczny, wierzący w głoszone idee i bardzo, ale to bardzo przywódczy, że się tak wyrażę. Czekałam na każdą scenę z jego udziałem i za takim wodzem sama chętnie poleciałabym na barykadę razem ze studentami (których, nawiasem mówiąc, ustawiał po kątach, aż miło). Jak by to ująć... jeżeli istnieje coś takiego, jak twardo stąpający po ziemi idealista, to Bzdawkowy Enjolras takim właśnie był, z jednej strony walczącym w z góry przegranej sprawie, a z drugiej całkiem rzeczowo i trzeźwo tą walką dowodzącym.


I takich Ężów tygrysy lubią najbardziej, o.

Cytat:
Drugim moim idolem był Jakub Szydłowski, mistrzowski zwłaszcza jako Grantaire (co chwila upominany, żeby zostawił w końcu to wino xD), przezabawny w pląsach na weselu i cudownie odrażający jako majster w fabryce.


Szydło Tysiąca Ról jest absolutnie przeboski.

Cytat:
(całkiem niezła Weronika Borchat)


Czyś ty ostatnio Tanz der Vampire nie oglądała? Wink Bochat ta pani się zowie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dorothea
Adept


Dołączył: 05 Paź 2010
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Siedlce

PostWysłany: Czw 16:15, 30 Gru 2010    Temat postu:

EineHexe napisał:
Szydło Tysiąca Ról jest absolutnie przeboski.

Tak, tak, TAK! Tylko dlaczego tego wspaniałego artystę tak skrzywdzili Javertem... :(
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ilmariel
Pani z lasu Sherwood


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:46, 30 Gru 2010    Temat postu:

EineHexe napisał:

Czyś ty ostatnio Tanz der Vampire nie oglądała? Wink Bochat ta pani się zowie.


No cóż, o godzinie trzeciej w nocy różne dziwne rzeczy spod klawiatury wychodzą ;)


Ostatnio zmieniony przez Ilmariel dnia Czw 20:49, 30 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:44, 31 Gru 2010    Temat postu:

Skrobniemy coś z panią administratorową Aś, ale póki co jesteśmy zakręcone jak świńskie ogonki i jakoś nie możemy się zebrać. Ale obiecujemy że najdalej do 2go będzie wszystko opisane. Chociaż nie zaskoczymy was, bo nie będziemy się zagłębiać w główne postaci, mam na myśli Valjeana i Javerta. :P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:34, 01 Sty 2011    Temat postu:

Sorki za post pod postem, ale piszemy relację w tandemie z Aś.

Nie będziemy skupiać się konkretnie na akcji, ale postaramy się opisać nasze przemyślenia dotyczące postaci i ewentualnie porównań różnych odtwórców, ponieważ miałyśmy różne obsady.

Odnosimy wrażenie, że spektakl wtorkowy tj 28 grudnia, był najlepszym jakie widziałyśmy. Aktorzy dali z siebie 120% normy i naprawdę, nie dało się już zrobić tego lepiej. Widać, że duetowi Valjean&Javert posłużył świąteczny odpoczynek. :)

Javert Łukasz Dziedzic miał wspaniały dzień, rzec można, że beautiful day xD Pewne sceny z jego udziałem były rozegrane inaczej niż zwykle. Dodał inspektorowi więcej demoniczności( wiemy, że to brzmi dziwnie, ale tak było) przez co był bardzo podobny do książkowego Javerta. Przy Konfrontacji gdy mówi Valjean, o tak! Nareszcie jesteś mój!..., słychać, że robi to z wielką wręcz maniakalną satysfakcją, iż wreszcie go znalazł. I można powiedzieć, że nie chce go ścigać jak zaszczute zwierzę, tylko niczym kot który złapał mysz, chce się nią pobawić, żeby przeciągnąć męczarnię. Napawa się tym momentem. Takie Dziawerta kochamy!

Valjean Jeśli zaś chodzi o Valjeana to trudno zaobserwować jakiś gwałtowny rozwój tej postaci. Nie mamy tutaj na myśli, że Janusz się nie rozwija, ale to, iż od samego początku utrzymuje stały(wysoki) poziom gry. 24601 jest idealnie skonstruowany i nie odczuwamy już potrzeby rozpływania się za każdym razem o tym samym.
Jedyne co się zmieniło, to, to że daje upust tłumionym przez lata emocjom, przy spotkaniu z Javertem nad Sekwaną. Scena, gdy wynosi nieprzytomnego Mariusa z kanałów. JV jest bardzo gwałtowny, tak jakby się oglądało Jekylla po transformacji w Hyde'a. ( To jest to, co tygryski lubią najbardziej) :hamster_inlove:

Fantine Zdecydowanie bardziej podoba nam się w tej roli Edyta. Jeśli chodzi o wokal Fantine Edyty jest bardziej wyrazista. Odnosimy wrażenie, że Ania nie czuje się w tej roli do końca pewnie. Wyglądało, to tak jakby sama nie wiedziała do końca jaką chce być. Wyśniłam Sen absolutnie, jednogłośnie nie! Fantine Edyty jest oderwana od rzeczywistości, jakby faktycznie nie chciała się z niego budzić i zderzyć z brutalną rzeczywistością. Widać, że wszystko jest ponad jej siły i życie stało się dla niej koszmarem. Natomiast Ania, jest niejednoznaczna, miota się po scenie w zupełnie skrajnych emocjach, tak jakby przyśniło jej się coś dziwnego, co nie bardzo rozumie i chyba nie chce zrozumieć. Mamy pewne przemyślenia dotyczące wychodzenia Fantine z klientem, mianowicie to, że pan jest łudząco podobny do Billa Comptona, vel wampira z True Blood. Zaznaczmy, że kobieta ma na szyi krwawy ślad. Czyżby Byeeel nie chciał Sookie?
:P
Enjolars Jaś Bzdawka TAK! TAK! TAK!!!!
Bardzo chciałyśmy zobaczyć go w tej roli i jakimś cudem 29 nastąpiła zmiana obsady (na naszą korzyść). Nie mamy nic do zarzucenia Łukaszowi, jednakże na barykadzie robi za wujka. Wygląda to tak, jakby mu się nudziło i szedł z chłopakami sobie postrzelać. :P
Natomiast Jaś jest zdecydowanie bardziej charyzmatyczny, jego Ężo porywa tłumy. Próbuje ustawić kolegów do pionu( kazał schować flaszkę Grontaire'owi).
Jego śmierć jest bardzo widowiskowa. Najbardziej wstrząsnęły nami jego loki powiewające z barykady w chwili jego śmierci.
Włosy miały osobny epizod.
Marius Oj joj joj.... :D Zauroczył nas totalnie. Worti jest genialny, a jego seplenienie jest bardzo urocze. Pierwszy raz w życiu śmiałyśmy się na Pustych stołach. Swoim aktorstwem i uczuciowością oraz oddaniem heroinie rehabilituje swoje braki w dykcji. Pod względem aktorski zdecydowanie najlepszy Marius.
Cosette Według nas najlepszą Cosette jest Kaja, najlepiej współgra z Januszem, jednak Weronice też nic nie brakuje.
Wera, była za bardzo ruchliwa i niezależna. To w pewnych momentach jest dobre, ale na dłuższą metę dziewczyna ma być uległa i taka bezbarwna. Nie lubimy tej postaci.


Pani Thenardier Obie są bardzo wyraziste,Ania Sztejner bardzo nam się podobała, jednakże Ania Dzionek jest nie do pobicia. Idealnie uzupełnia się z Tomkiem Steciukiem. xD Jej gabaryty, świetnie kontrastują z figurą Steciuka. Ania Sztejner jest za drobna, ale wspaniale się drze. Ale wolimy ją w zespole w którym jest gwiazdą.

Thenardier Genialny!!!! Jak dla nas rola życia Tomka. Jest tak wspaniały, że kończą nam się konstruktywne epitety określające tą perełkę aktorską a nie chcemy popaść w przesadne słodzenie. :P

Wzięłyśmy pod lupę chłopców na barykadzie i tak dzięki pewnej osobie, dostrzegłyśmy Lenonna barykady, Billa Comptona i resztę chłopaków.
Wstrząs dnia! Eustachy Motyka to Biskup???? Shocked

Szydełko 29 wymiatał! Szczególnie przy fragmencie ze starymi ciotami. Jego śmiech zbudziłby umarłego.

Dzieciaki: Miłosz Konkiel jest mało wyraźny i ma chwilami dziewczęcy głosik, natomiast Jaś Cięciara jest genialny. Jak na niedawny debiut w LM radzi sobie nie mniej świetnie od Tomka Chodorowskiego.
Monika Walczak jest słodziutka, taka malutka kruszynka. A jak stoi z Kruciem, to już po prostu obraz dziewczynki z dziadziem.
Przepraszamy za niespójność treści, ale sami wiecie. Nowy Rok mamy xD

Aś i Lucyferowa company Spółka Z O.O.


Ostatnio zmieniony przez lucyferowa dnia Sob 14:37, 01 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:23, 27 Lut 2011    Temat postu:

Cóż mam napisać? Sama nie wiem, jechałam nastawiona bardziej na Krucjatę niż na spektakl. Poza tym,
przyznam się szczerze, że myślami jestem już w Chorzowie.
Ogólnie zasiadłam wczoraj na widowni lekko znudzona życiem, przebytą chorobą i ogólnie miałam
zaniżony poziom kofeiny we krwi. A zmęczona Luc, to zła Luc.

Nie będę opisywać spektaklu, bo większość na nim była a jak nie, to już przeczytała szerokie relacje z poprzednich
występów.

Zacznę może od Janusza, który ewidentnie miał gorszy dzień. Początkowe sceny po odzyskaniu wolności
i później u biskupa były bardzo emocjonalne, chwilami aż za bardzo.
Nie jestem fanką epileptycznych wstrząsów, chyba że jest to wymęczony swoim alter ego Jekyll.
Podczas wykupywania małej Cosette z łap Thenardierów przy wersie..."Bez obrazy, czy nie jest pan...?"- miałam wrażenie, że Tomek Steciuk zaraz zostanie rozszarpany przez Hyde'a, który nagle wstąpił w JV.
Przyznam szczerze, że było to dla mnie dziwne. W drugim akcie Janusz się nie tyle co poprawił, ale trochę uspokoił, JV nie trząsł się w chęci przywalenia komukolwiek i zagrał już w swoim stylu na ''kochanego wujaszka".
Łukasz Dziedzic natomiast prezentował postawę"I co ja robię tu?Uuuuu co ty tutaj robisz?". Dostanie ode mnie kołder krawiecki, gdyż miał sporo momentów całkiem wyraźnych przeszyć i zawahań, by w otchłani zapomnienia odszukać sens słów.
I tak zamiast powiedzieć Fantine: ''Nic nie wskórasz ''tanim kłamstwem, zaśpiewał TAAKIM kłamstwem", tak jakby za wszelką cenę chciał podkreślić ogrom tej zbrodni. Ogólnie rzecz biorąc mój ulubiony tandem, nie zrobił na mnie odpowiedniego wrażenia.
Fantine była mi dzisiejszego wieczora obojętna, mocno bezbarwna i bez jakiegokolwiek sensu. Jedyne co się zmieniło na plus, to to, ze przy śmierci Valjeana, jej głos jest bardziej słyszalny i taki trochę jak pogłos z wnętrza nieba. Bardzo dobre rozwiązanie.
Cosette- Marius, czyli całkowita nadinterpretacja Wery Bochat, która wprowadziła nowy trend przy śmierci papa, jakim jest bezsensowna i bezpodstawna histeria. Jej Cosette jest za agresywna i za bardzo impulsywna, wygląda to jakby coś brała. Nadpobudliwości wczorajszego spektaklu, powinna przejść do historii.
Najgorsza scena - scena śmierci JV. Wera uskuteczniała histeryczne wycie, kładąc się na puste krzesło papa, a jej zacny małżonek stał jak przysłowiowy słup soli i miał daleko gdzieś, że jego połowica wypłakuje sobie oczy. Marcina Mrozińskiego widziałam dwa razy i doszłam do wniosku, że powinien się wrócić na próby i nauczyć porządnie tekstu, po te luki jakie wczoraj zaprezentował były czymś niepojętym.
Jedyną osobą, która wiedziała do samego końca gdzie jest był Eżo. Musze przyznać, że Łukasz Zagrobelny stanął na wysokości zadania. Może nie jest idealny i nie wzbudza we mnie żadnych cieplejszych uczuc, ale przynajmniej nie odwalił fuszerki.
Wielkie brawa dla zespołu, szczególnie dla Krzysia Bartłomiejczyka aka Byeeela, za jego wszystkie tysiąc ról, począwszy od służbisty, po pijusa w karczmie, klienta który czuje miłe panie pod wiatr a skończywszy na studencie. Bardzo miło mi się na niego patrzyło i słuchało.
Wielki ukłon również w stronę państwa T, którzy jak zwykle byli rewelacyjni.
Często nie doceniamy zespołu a naprawdę bez nich nie ma imprezy.
Ale żeby nie kończyć w takiej minorowej atmosferze, to dodam,że dzieciaki były słodkie.
Bardzo mi żal, że Madzia zagrała ostatni raz, była moją pierwszą i bardzo kochaną Cossetką i ma przepiękny srebrny głosik. Mam nadzieję, że jeszcze( za kilka lat) zobaczę ją na scenie:)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
EineHexe
Pani Ołówkowa, adminka


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 476
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:38, 27 Lut 2011    Temat postu:

Dziękujemy za relację, usilnie wyczekiwaną przez tych Krucjatowiczów, którzy tym razem nie pojechali. Nagłe pojawienie się Edwarda H. w akcie pierwszym, każe mi podejrzewać, że może pan Janusz zaczął już trenować przed chorzowskim J&H Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ilmariel
Pani z lasu Sherwood


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:40, 27 Lut 2011    Temat postu:

Krucjata Urodzinowa pozostawiła mnie z całym ogromem wrażeń i przemyśleń, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. I chociaż czuję się uskrzydlona kolejnym obejrzeniem Les Miserables, to niestety nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tak intensywna eksploatacja tych samych aktorów w praktycznie każdym przedstawieniu, czyli prawie że codziennie, odbija się na jakości ich gry, i to wcale nie w pozytywnym sensie. Powoli wyczuwalną zaczyna być rutyna i zmęczenie materiału, machinalne odgrywanie scen i zatracenie właściwych proporcji w charakterystykach postaci, co nie wróży nic dobrego, zwłaszcza, że od premiery nie minęło jeszcze pół roku.

Ogólnie miałam wrażenie, że przed spektaklem ktoś dosypał aktorom czegoś do herbaty, bo wszyscy zachowywali się, jakby cierpieli na ciężkie ADHD :) Orkiestrze i dyrygentowi zresztą też, bo tempo było momentami iście zabójcze (zwłaszcza rzuciło mi się to w oczy/uszy podczas „Zamku pośród chmur”). Krawiectwo sceniczne kwitło na potęgę - ale to akurat taki mój fetysz, więc… ;) Teraz jednak zwyczajowo spróbuję uporządkować swoje wrażenia według poszczególnych postaci i scen.

Jean Valjean - Janusz Kruciński
W porównaniu z poprzednim spektaklem, który oglądałam, czuję się tym razem nieco rozczarowana. Panu Januszowi przytrafiła się wczoraj lekka nadekspresja, która kompletnie do tej postaci nie pasuje. Dziwię się, bo kto jak kto, ale pan Kruciński potrafi pięknie wydobyć za pomocą głosu i mimiki zarówno całą delikatność postaci, jak i jej dzikie i szorstkie oblicze. A tym razem na przykład w scenie po wypuszczeniu przez biskupa było tylko jakoś agresywnie, z mnóstwem intensywnej gestykulacji - generalnie nie ten rodzaj wstrząsu, którego tutaj oczekuję. Podobnie było w "Kim mam być?" i w "Daj mu żyć". Ładna była za to Konfrontacja, śliczne sceny z małą Cosette (z dużą zresztą też), a interakcje z Javertem to jak zwykle poezja :)

Javert - Łukasz Dziedzic
Jedyna chyba osoba, do której nie mam po wczorajszym wieczorze żadnych szczególnych zastrzeżeń, mimo że bezsprzecznie zdobywa tytuł Krawca Wieczoru :) Inspektor był jak zwykle uosobieniem mroku, charyzmy i obsesji, a takich inspektorów tygrysy lubią najbardziej. W scenie z wozem nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Javert z pełną premedytacją podpuszcza Valjeana, osacza go jak pająk muchę i czerpie z tego niekłamaną radość, by później podczas Konfrontacji wzbić się na szczyty perwersyjnej satysfakcji. Jakże mnie się to podobało! Ponadto odnoszę wrażenie, że postać się zdecydowanie rozwinęła, nabrała jeszcze więcej głębi i wiarygodności. A „Gwiazdy”… *__*

Fantine – Edyta Krzemień
Było dobrze, ale mogło być lepiej. Miałam wrażenie, że tym razem przesłodziła, a Fantine nie ma być słodka. Ma być delikatna, łagodna, rozgoryczona i zdesperowana, ale nie słodka ani urocza. Zabrakło mi nieco kontrastu w jej emocjach, w końcu jest to osoba doprowadzona do ostateczności, powinniśmy widzieć, jak stacza się w rozpacz, nie może więc być zagrana od początku do końca w ten sam sposób. Tymczasem Fantine była dokładnie taka sama w fabryce, co później w „Lovely ladies”. Były chwile nadekspresji, jak obcałowywanie rąk Valjeana, co dla mnie było mocno nie na miejscu, ale były też momenty absolutnie piękne, jak na przykład scena śmierci. Ogólnie – bywało lepiej.

Eponine – Malwina Kusior
Zostałam absolutnie oczarowana Malwinową Eponine. Wesoła i ożywiona kiedy tylko Marius pojawia się w okolicy i co chwilę ocierająca oczy, gdy tylko zostaje sama. Tocząca wewnętrzną walkę, kiedy tylko Marius zaczyna mówić o Cosette i boleśnie świadoma ogromnej różnicy pomiędzy nimi dwiema („I patrz, kim jestem dziś” z wymownym spojrzeniem na rozbite kolano). Zadziorna i dzielna, kiedy sprzeciwia się ojcu, by udaremnić napad na dom Valjeana i Cosette. Podczas „Sama wciąż” się rozpłakałam, co nigdy mi się nie zdarzyło jeszcze przy Ewie Lachowicz, o ile pamiętam. Scena śmierci też wzruszająca, ale o ile się nie mylę, to Marius powinien pocałować ją, a nie na odwrót.

Marius – Marcin Mroziński
Właściwie nie był zły, poza tym, że zapominał tekstu – ale to akurat nie wiedzieć, czemu zdarzało się wszystkim. Aktorsko jak zwykle ani mnie grzał, ani ziębił, ale muszę przyznać, że podczas „Pustego stołu…” odpłynęłam, myśląc o czymś zupełnie innym, więc chyba nie jest to dla niego komplement :P Natomiast z Cosette współgrali całkiem miło, muszę przyznać, że jak zwykle mnie ten wątek nudzi, to tym razem śledziłam go z pewną sympatią. Za to w scenie śmierci Eponine się nie spisał, jakoś zwyczajnie siedział tam jakby średnio go to wszystko dotyczyło, całą scenę oddając w ręce Malwiny. Do tego stopnia, że – jak pisałam – to ona całowała jego, nie na odwrót. Dziwne. Póki co więc wolę Marcina Wortmanna.

Cosette – Weronika Bochat
Jedyna postać, której sceniczne ADHD wyszło na korzyść :) Cosette nabrała troszkę życia, była radosna i zakochana, aż miło się patrzyło. Pierwszy raz podobała mi się scena „Jest w sercu mym/Z biegiem lat”, bo zarówno z Mariusem, jak i z Valjeanem grało jej się gładko. W scenie śmierci Valjeana również w miarę mnie przekonała, nie jestem pewna, czy mimo, czy właśnie dlatego, że zagrała tę scenę tak intensywnie. Tylko… dlaczego Marius znowu stał jak kołek, kiedy jego świeżo poślubiona żona zanosi się płaczem, zamiast ją chociaż przytulić?

Enjolras – Łukasz Zagrobelny & Co.
Wątek barykadowy jak zwykle udany, a sam Zagrobelny zdecydowanie się poprawił. Może nie do końca, ale przynajmniej da się w jakiś sposób określić, kto na tej barykadzie dowodzi – chociaż do Jasia Bzdawki jeszcze mu dosyć daleko. Chłopcy z zespołu jak zawsze świetni, no i oczywiście Szydło Tysiąca Ról, na którego nigdy nie mogę się dość napatrzeć, zwłaszcza w wydaniu Grantaire. Niestety, nie znam panów z zespołu po nazwiskach, nie jestem więc w stanie wymienić żadnych szczegółów, ale jedno jest pewne – dają z siebie wszystko i tworzą niezwykle barwne tło opowieści.

Państwo Thenardier takoż wspaniale, Tomasz Steciuk i Anna Dzionek to wyjątkowo udany duet. Dzieciaki były fajne. Bardzo mi szkoda Magdy Kusej, która zagrała wczoraj swój ostatni spektakl, co niezwykle przeżyła, wzruszyła się do łez, ale mimo to była bardzo dzielna aż do końca. Aleksander Kubiak nie był do końca „moim” Gavrochem i moja ocena rozbija się w tym miejscu na dwa kompletnie skrajne bieguny: z jednej strony, scena zdemaskowania Javerta była upojna, z drugiej – śmierć chłopca kompletnie niefajna, a że jest to jedna ze scen, które najmocniej mnie chwytają za serce, to niestety, ale mam to za złe.

Podsumowując – wczoraj dosyć ewidentnie coś nie wyszło, coś było nie tak i dało się to wyczuć. Mam nadzieję, że jest to jedynie chwilowa słabość. Szkoda byłoby, gdyby tak dobrze zapowiadający się spektakl tak szybko stracił poziom, który na samym początku naprawdę był wysoki. Trzymam kciuki za szybki powrót do formy!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:01, 01 Mar 2011    Temat postu:

U mnie po sobocie tylko utwierdziło się to, że Malwina jest moją ulubioną Eponiną. Podoba mi się jej zadziorność i robi fantastyczne miny.
Ale z kolei brakuje mi jej w zespole, bo miła pani Mrozińska i Madeleine, nie mają już takiego pazura jak ta Malwinowa.
Chociaż Ewa też jest przyjemna dla oka i ucha.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justyna
Przypadkowy widz


Dołączył: 31 Sty 2011
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:40, 01 Mar 2011    Temat postu:

Oj sobotnia Madeliene Agi według mnie miała ten pazur, była do tego odpowiednio expresyjna tak się wyrywała Mirkowi Woźniakowi że zawisła w powietrzu. I chyba przypadkiem obdarzyła Anię Sztejner niecenzuralnym słowem, ale to było bardzo w klimacie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dorothea
Adept


Dołączył: 05 Paź 2010
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Siedlce

PostWysłany: Śro 18:13, 02 Mar 2011    Temat postu:

Zgadzam się w dwustu procentach z Luc, ale Aga w sobotę była też niesamowita. Ta bójka wyglądała kapitalnie (jakkolwiek to nie brzmi :D ).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lucyferowa
Devil in disguise - Pani Prezes


Dołączył: 11 Lut 2010
Posty: 1083
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:17, 02 Mar 2011    Temat postu:

Dorothea napisał:
Zgadzam się w dwustu procentach z Luc, ale Aga w sobotę była też niesamowita. Ta bójka wyglądała kapitalnie (jakkolwiek to nie brzmi :D ).


Jakoś mi ten fragment umknął, bo chwilami niestety odpływałam we własnych myślach.
Ale podobne wrażenie mam kiedy Ania Sztejner gra Thenardierową i nie ma jej w zespole.
Kiedyś bardzo irytowały mnie te jej wrzaski, bo ogólnie gra takie rozdarte gawrony jak to mawiała moja babcia. Ale jak jej nie ma to mi jakoś smutno i pusto.
Poza tym Ania Dzionek to moja idolka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

DżoanaWu-Hyde - prawa ręka bossa


Dołączył: 23 Lut 2010
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa

PostWysłany: Czw 22:26, 17 Mar 2011    Temat postu:

Czas najwyższy napisać coś o spektaklu z 26 lutego. Standardowo mam niezłą obsuwę, ale zebrać się nie mogłam. Teraz powinnam się pouczyć, więc robię wszystko, byle tylko nie zajrzeć do książek.

Był to bardzo wyczekiwany spektakl ale...no właśnie. Niestety, był BARDZO przeciętny, najsłabszy z tych na których do tej pory byłam.

Zacznę może od Łukasza Dziedzica. Niestety, miałam wrażenie, że pan Łukasz jest na scenie tylko ciałem, a myślami daaaaleko, daleko. Łatwo dało się zauważyć, że wyjątkowo dużo tekstu przeszył, jednak mi to akurat tak bardzo nie przeszkadzało. Odczułam brak skupienia nad postacią, jakieś rozluźnienie, co w przypadku Javerta nie wychodzi na plus. Wokal nie wywierał na mnie takiego wrażenia, jak zawsze. Podczas wcześniejszych spektakli przechodziły mi ciarki po plecach, gdy Javert tylko pojawiał się na scenie. Nawet powietrze gęstniało :).
Tego dnia pan Łukasz po prostu dobrze zaśpiewał i zagrał, a w przypadku tego aktora to zdecydowanie za mało.

Janusz Kruciński. Ok, ok, ok. Według mnie było nawet bardzo ok. Pan Janusz standardowo grał BARDZO dobrze. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to scena, w której nawrzeszczał na Thenardierów, w karczmie, gdy tamci próbowałi mu zainsynuować "Czy nie jest pan...?". Rozumiem, że Valijean mógł się zirytować, że tamci zarzucają mu takie rzeczy, ale bez przesady ;).
Wspomnę jeszcze o scenie śmierci Valijeana - według mnie, jest to najpiękniejszy ze wszystkich momentów w spektaklu. Zawsze mnie bardzo porusza i tak by było tym razem, gdyby nie...Cosette.

To co wyprawiała Weronika Bochat, przechodziło ludzkie pojęcie. Nie wiem, co odtwórczyni roli Cosette nam chciała zaprezentować. Atak spazmów i wycie w niebogłosy (i nie wiem co tam się jeszcze działo, gdyż wzrok skierowałam w inną stronę i próbowałam skupić się nad tym, co śpiewa Fantyna), gdy "papa" odchodzi do zaświatów, przyprawiło mnie o niemałe zdumnienie.
Tak samo Marius (Marcin Mroziński) stojący jak słup soli nad małżonką, która pokłada się z żalu i rozpaczy na podłodze. Żadnej reakcji, dopiero na sam koniec, gdy Cosette się trochę uspokoiła, pomógł jej wstać. Nie ma to jak wsparcie małżonka. Brawo...

O czym by tu jeszcze wspomnieć...

Państwo Thenardierowie - zawsze mam ubaw po pachy podczas sceny wesela, gdy pani Thenardier "gubi" sztućce, a następnie razem z małżonkiem kierują wzrok na sufit (tak, tak, czasami z nieba spadają różne rzeczy ).

Scena w której Eponnina droczy się z Mariusem. Marcin zapomniał tekstu, co rozbawiło ich na tyle, że nie byli w stanie dalej śpiewać :D

Szkoda mi się zrobiło Madzi Kusej, był to jej ostatni spektakl i mała nie mogła powstrzymać łez na oklaskach.

I to by było chyba na tyle ;)

Mam nadzieję, że każdy następny spektakl będzie lepszy od tego, nawet jak nie będzie mi dane trafić na dream team :D





Ostatnio zmieniony przez dnia Czw 22:38, 17 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum W świecie masek Strona Główna -> Janusz Kruciński w musicalach Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 2 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island